Zdemitologizowane święta w filmie „Krampus” Michaela Dougherty’ego

Twórcy horrorów uwielbiają obrzydzać widzom różnego rodzaju wydarzenia. I uroczyste (bal maturalny, poznanie rodziców narzeczonej), i te mniej formalne (wycieczki do krajów europejskich, dżungli) kończą się tragicznie. Michael Dougherty dopisuje do tej listy święta Bożego Narodzenia, temat podejmowany w horrorze komediowym Krampus

Demitologizacja gwiazdki następuje stopniowo. Najpierw poprzez krótkie ujęcia podczas napisów początkowych, kiedy tłumy biegną po alejkach sklepowych nie bacząc na innych, nawet niewinnych pracowników.

W rytm It’s Beginning to Look Like Christmas sprzedawcy zostają stratowani przez ludzi zaślepionych rządzą kupowania prezentów, niektórych świątecznych zombie ochroniarze pacyfikują paralizatorem albo wyrzucają ze sklepu.

To dopiero początek świątecznej degrengolady, bo po wstępie Dougherty prezentuje nam głównych bohaterów. To dwie rodziny pełne wad: ciążące nad gospodarzami widmo rozwodu, niesmaczne żarty szwagra, chamskie i niepomagające w domu dzieci. Najgorszym mętem jest ciotka Dorothy (nieodżałowana Conchata Ferrell), częstująca małolatów miętowym schnappsem. Czarę goryczy przelewa syn gospodarzy Max, który neguje istnienie Świętego Mikołaja i w geście rozpaczy drze swój list do niego, a kawałki wyrzuca za okno.

Brak atmosfery świątecznej w domu wyczuwa Krampus, przeciwieństwo brodacza rozdającego prezenty. To potwór wywodzący się z austriackich wierzeń, karzący niegrzeczne dzieci. W filmie Dougherty’ego natomiast zsyła on swoich demonicznych popleczników na bohaterów, w celu przypomnienia, czym jest właściwie gwiazdka. W końcu to dzień radości, spędzenia czasu w otoczeniu bliskich, nie możliwość przysłowiowego wbicia szpilki innym. Pomimo groteskowego początku filmu (piernikowe ludziki atakujące zszywaczem, ożywające zabawki), historia kończy się dramatycznie.

Max ofiarowuje siebie w zamian za przywrócenie do życia swojej rodziny, jednak Krampus nie przystaje na jego prośbę. Pomimo serwowania widzom kilku zabawnych scen, Dougherty pozostawia ich ze smutkiem i refleksją.

Oczywiście nie dosłowną, oczywiście żaden demon nas nie zaatakuje z powodu złego zachowania, ale z myślą, czy my sami nie zatraciliśmy prawdziwego ducha świąt. W przerwach pomiędzy szalonymi zakupami na ostatnią chwilę oraz robieniu kilkunastu makowców spotkajmy się z bliskimi, szczególnie w tak trudnym pandemicznym okresie.

Autor

Pasjonat kina, szczególnie tego nie dla śmiertelników - awangardowego, eksperymentalnego oraz undergroundowego, ale i filmów grozy. Fanatyk Obywatela Kane'a. Poza kinematografią dużo gra w gry wideo i ogląda profesjonalnego darta (serio!).

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x