Niech mnie ktoś oświeci!

Może trochę wstyd się przyznawać, ale kompletnie nie rozumiem ludzi wgapiających się w ekran podczas napisów końcowych. W ramach wspierania ,,legalnej kultury” wybrałam się ostatnio do ulubionego łódzkiego kina, takiego studyjnego, takie co to wyświetla niszowe produkcje, pełen arthouse, dokumentalne, pięciogodzinne relacje z życia wypasaczy bydła. W dzisiejszych czasach trzeba wspierać małe kina. Polecam. 

W każdym razie wparowałam przez drzwi wejściowe pięć minut przed rozpoczęciem seansu. Przepisowa maseczka już zaczynała porządnie mnie irytować, ponieważ musiałam przebiec sto metrów na autobus i po 20 minutach jazdy mój oddech nadal się nie uspokoił. Kupuję bilet, wchodzę na niewielką salę i już widzę, że oprócz mnie są tam trzy osoby. Mało. Film się kończy, muzyka klasyczna leci w tle, całkiem przyjemna swoją drogą, ale nie na tyle żebym czekała do końca.

Zaczynam się powoli ubierać, jednak patrząc po sali zauważam, że jestem jedyną osobą wykonującą jakiekolwiek ruchy- reszta siedziała z przymrużonymi oczyma wymierzonymi w ruchome obrazy. Może scena po napisach? Nie był to film Marvela, więc raczej nie. Oczywiście widziałam, już takie zachowanie wcześniej, ale w przypadku polskich produkcji bądź tych amerykańskich. Co ma na celu czytanie przez dziesięć minut koreańskich nazwisk, które najprawdopodobniej niewiele powiedziałyby koreańczykom 

Wyłania się tu w moim mniemaniu pewna forma kinofilskiego snobizmu, na który jestem niezmiernie uczulona, tak jakby tych trzech wojowników dziesiątej muzy grało w niewypowiedzianą grę w cykora, a ten który wstanie pierwszy zostanie naznaczony piętnem laika. Niech mi też nikt tu nie piszczy o składaniu hołdu twórcom, takie zachowania są odpowiednie na festiwalach filmowych, chyba że w domu również czekacie aż każde nazwisko przepłynie z dołu ekranu w górę. Nawet serwisy streamingowe zdają się tej ,,reguły” nie respektować, w końcu po pięciu sekundach od zakończenia filmu wyświetlają się już propozycje kolejnych dzieł bądź zwiastuny topowych produkcji. Może coś mnie ominęło, może po prostu ktoś musi mnie oświecić.

Czekam.  

Autor

Studentka filmoznawstwa Uniwersytetu Łódzkiego. Członkini Stowarzyszenia Filmowego FilmETER. Kinomanka, zainteresowana kinem współczesnym Dolana, Lanthimosa oraz postmodernistycznego kina Lynch’a i Greenaway’a.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Julia
Julia
3 lat temu

Dla mnie zawsze napisy końcowe są po to, żeby posłuchać sobie muzyczki, jeśli akurat leci jakaś dobra

Klara
Klara
3 lat temu

Ja chętnie wyjaśnię sprawę.
Dla niektórych mogą to być często dość prozaiczne powody np. ,,chcę sprawdzić nazwisko tego aktora, który mignął w jednej scenie, a wiem, że na pewno skądś go znam”, czy ,,co to za świetna piosenka leciała podczas finałowego pojedynku”. Ale ja osobiście nie rozumiem właśnie ludzi, którzy zrywają się z foteli i pędzą do wyjścia lub długo stoją już ubrani i szukają czapek i telefonów (które wpadły pod fotel) zasłaniając innym widok.
Film bez napisów to nieskończone zdanie. Tak jakby bez kropki. W momencie zakończenia ostatniej sceny i wejścia napisów końcowych jestem jeszcze w świecie filmu. Oddycham powietrzem, którym oddychali bohaterowie, patrzę na świat ich oczami, płaczę z powodu ich porażek albo cieszę się ich sukcesem. Żyję ich życiem. Potrzeba więc chwili, by powoli stopniowo w rytm skomponowanej lub wybranej przez twórców muzyki zastanowić się nad tym, co zostało mi właśnie przez owy film przekazane. O czym on właściwie był. Z czym wyjdę do świata na zewnątrz. No właśnie, dopiero teraz przypominam sobie o jego istnieniu. Kinowy sen skończony, pora więc otworzyć oczy. Ale proszę, nie każ mi natychmiast patrzeć prosto w słońce, bo nic nie zobaczę. To trzeba zrobić powoli, delikatnie stopniowo. Dla mnie do tego właśnie służą napisany końcowe 🙂

2
0
Would love your thoughts, please comment.x