Kino-tęsknota [FELIETON]

No i mamy grudzień. W dodatku nie byle grudzień, w którym zewsząd dobiega Last Christmas, kawiarnie zalewa przyrządzona na sto sposobów gorąca czekolada, a krakowski rynek pachnie przedziwną mieszanką kiełbasy z grilla, churrosów i grzańca, lecz witany raczej obojętnym wzruszeniem ramion Grudzień Posępny Roku Przedziwnego 2020 - Roku Tego, Czego Nie Ma. Nie ma zewsząd, bo przed wirusami, smogiem, zimnem i beznadzieją możemy schronić się tylko w domowym zaciszu. Nie ma świątecznych jarmarków. Nie ma kawiarni z gorącą czekoladą i gigantycznym kleksem bitej śmietany, które miałyby osłodzić zimowy smętek i końcoworoczny ból istnienia. Wreszcie nie mieć smaku ani zapachu to pierwsze objawy złowrogiego Sami wiecie czego... 

Dla FilmETER-u - filmowego schronienia stworzonego w czasie pandemii, które wytrwale wytycza prowadzącą do swych drzwi ścieżkę dla zbłąkanych kinomaniaków i z radością wita każdego nowego czytelnika przekraczającego próg, to jednak czas słodkiego, ekscytującego początku, gdy nowe możliwości i nadzieja migoczą jak zimne ognie. Niech więc świeży i młody FilmETER będzie Wam gwiazdą wskazującą kierunek w morzu melancholii - wszak już sama nazwa nieco szorstka i surowa przez nagromadzenie dużych liter i spółgłosek twardych, a w istocie pełna uwielbienia oraz czci dla X Muzy, przywodzi na myśl niepoddającą się przeciwnościom świątynię filmowej pasji. Ładne to skojarzenie - Kino jako quinta essentia - Arystotelesowski piąty żywioł, z którego składa się wszechświat. Materia pierwotna, bez której nie byłoby harmonii. 

Pozostaje mi jednak ciężko westchnąć i ten optymizm zalać falą tęsknoty za tym co nieosiągalne. Grudzień będzie kolejnym miesiącem, w którym nie kupimy kartonika o  wielkiej mocy z wydrukowanym tytułem, numerem rzędu i miejsca. Nie pozbieramy przy kasie wszystkich kolorowych ulotek z kuszącymi cytatami recenzentów.  Nie usiądziemy w fotelu by przez dwie godziny ścigać rekina ludojada, grać w szachy ze śmiercią, budować operę w amazońskiej dżungli czy tańczyć do utraty tchu walcząc o tytuł Majowej Królowej. Nawet nie rozsypiemy przez przypadek popcornu, by potem kajać się pod miażdżącym spojrzeniem profesjonalnie uśmiechniętej osoby z obsługi.  

Bardzo przykre to kolejne nie ma.  NIE MA KINA. 

Możecie pocieszać, twierdzić, iż kino jest, że przeniosło się na wirtualne platformy. Streamingowi giganci chętnie spędzą ze mną wolne chwile, a wybitne dzieła światowej kinematografii jeszcze nigdy nie były zaledwie o dwa kliknięcia ode mnie. Wiem, wiem, życie online jest w pełni rozkwitu. Niestety mam wrażenie, że to pełnia życia w stylu mody na Tamagotchi - intensywna, nieuważna i beznamiętna. W czasie społecznego niepokoju i przymusowej izolacji wywołanej koronawirusem, eskapistyczna moc filmowych opowieści okazała się lekiem na całe zło pochłanianym w dawkach zdecydowanie przekraczających regułę, ale te filmowe ucieczki, choć tak rozpaczliwe, przynajmniej w moim przypadku wcale nie są przez to jakoś oświecająco- przełomowe. 

Może po doświadczeniach tego roku do mojego odbioru filmu wkradło się za dużo ponurego zniechęcenia i zmęczenia, przysłaniając mi widok? Może apatia nie pozwala mi w pełni współodczuwać emocji postaci? A może przede wszystkim brakuje mi samego rytuału związanego z kinowym seansem? Ja po prostu nie chcę oglądać tego i tego filmu nagrodzonego na tym i tym festiwalu, słysząc w tle wiercenie w czasie remontu u sąsiadów. Nie chcę oglądać kina artystycznego, gdy powiadomienia w telefonie brzęczą w najlepsze, a ja mam nieograniczony dostęp do magicznego przycisku pauza. Wreszcie zdaje sobie sprawę, z tego, że mój 17- calowy ekran laptopa drwi ze mnie w żywe oczy, gdy próbuję obejrzeć na nim Mad Max: Na drodze gniewu czy Blade Runner 2049

Filmy ulubione z ulubionych też powoli odchodzą z mojego repertuaru. W kontekście tekstu o filmowych gustach i snobizmie, który pojawił się niedawno na łamach FilmETERu spieszę z uzupełnieniem, że chodzi mi o te filmy, będące jak spotkanie z dobrym przyjacielem, którego najpierw niecierpliwie wyczekujesz, potem cieszysz się z każdej chwili, a gdy spotkanie się kończy zostajesz z przyjemnym uczuciem spełnionych oczekiwań, masą przemyśleń i cudownym wrażeniem przeżywanego w pełni tu i teraz. Za bardzo lubię te filmy, by rzutować na nie niepokoje. Gdybym więc teraz zamiast pisać ten tekst, w karcie obok w przeglądarce włączyła Tamte dni, tamte noce, żałowałabym już po minucie. Żałowałabym tych napisów początkowych, które powinny być mi drzwiami do letnich miesięcy 1983 roku w północnych Włoszech. Żałowałabym promieni słońca, które nie dosięgają mnie w moim 17-calowym okienku. Żałowałabym tej atmosfery i pięknej historii, która zamiast płynąć, krztusiłaby się i miotała w wirach niskiej przepustowości internetowego łącza. Ostatecznie gdybym po seansie wyszła na szarą ulicę, gdzie jak we mgle błąkają się ludzie w maseczkach i zaparowanych okularach, miast pociechy, w pełni odczułabym to wszystko czego nie ma i chyba bym się na tej ulicy rozpłakała. 

Brakuje mi kina jako miejsca. Brakuje mi tej zasłony w drzwiach, będącej przejściem do tysiąca światów, która jak filtr oczyszcza mnie tak jak stoję w tym wejściu do sali z ziemskich obowiązków, rozpraszaczy i gonitwy myśli niespokojnych, przepuszczając tylko Mnie-oczekiwanie, oddającą ciało i umysł we władanie filmowych historii. 

Tęskno mi za mnogością filmowych rytuałów - za wspólnymi wyjściami do kina by po seansie zasiąść do dyskusji przy grzańcu i żarliwie kłócić się o interpretacje. Za samotnymi wypadami do kina by zobaczyć wyczekiwany film. Za seansami, ,,żeby nie było, że hitu nie widziałam”. Za seansami ,,hipster-filmoznawca i kinko niezależne”. Za seansami filmu ,,award-nominee & hearing Oscars buzz”. Za seansami ,,Mam ochotę iść do kina”.

Wreszcie tęsknię za festiwalami w wersji stacjonarnej, gdzie znamienite osobowości, filmowe nowości, splendor, atmosfera święta składają się na upojną mieszankę. Za karnawałem w formacie 35mm, gdy kino jest na ustach wszystkich, gdy godziny seansów dyktują tempo życia, kiedy tańczy się do filmowych przebojów, czasu, w którym ekscytacja i pozytywna energia sprawiają, że wysiedziany fotel nie uwiera tak strasznie w czasie czwartego seansu w ciągu dnia, a płynąca w żyłach kofeina pozwala zachować przytomność umysłu, choć fabularne intrygi zaczynają tracić na wyrazistości. Brakuje mi wołania ,,Hej!” dwadzieścia razy w ciągu dnia w obcym mieście, gdy wiele znajomych twarzy zaludnia festiwalowe sale. Tęsknię za tym, gdy w poseansowej dyskusji łączą się satysfakcja, wstrząs, ożywienie, podziw, zaskoczenie, dreszcz strachu i cała paleta innych około filmowych przeżyć, zlewając się w jedno wielkie rozgorączkowane ,,Łooooo!!!”.

Tęsknie za tym i odliczam tygodnie, dni, godziny do czasu, gdy wszyscy znowu się na tych salach spotkamy. Gdy ja, Drogi Czytelniku wykupię pięć sekund przed Tobą ostatnie miejsce na sali na seans, a ty zwymyślasz mnie w duchu od najgorszych. Gdy Ty, Droga Czytelniczko mimo efektownego gigantycznego koka usiądziesz przede mną zasłaniając mi całe pole widzenia. Gdy nie zgodzę z wami w ocenie filmu i jedna strona znokautuje drugą złym spojrzeniem. A także wtedy kiedy w tym samym momencie zaśmiejemy się nerwowo na Bardzo Poważnym i Doniosłym Dziele Audiowizualnym. Albo gdy przytakniecie moim filmowym osądom i przybijemy ze sobą piątkę. Kiedy sale kinowe staną przed nami otworem idźmy tam tłumnie, psujmy sobie wzrok sycąc się tymi opowieściami, znajdźmy sobie ulubione miejsce na sali i nie puszczajmy go przez cały dzień. Piszczmy ze strachu, płaczmy z żalu, wbijajmy paznokcie w oparcie foteli z nerwów, śmiejmy się do łez, a na Tamtych dniach, tamtych nocach wygrzewajmy się w tym włoskim słońcu tak jak być powinno. 

Autor

Magister filmoznawstwa, podróżniczka, pasjonatka surfingu, niespokojny duch. Współpracuje ze Stowarzyszeniem FilmETER. W zeszłym roku oglądała filmy drogi i pędziła autostopem na Festiwal Filmowy do Cannes. Teraz śni o Australii, tęskni za Portugalią, a w smutnych pandemicznych bezkinowych czasach na pocieszenie ogląda głównie swoje ulubione filmy. W koło.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Klara
Klara
3 lat temu

Zgadzam się z każdym słowem! Pięknie napisane i przejmująco uchwycone sedno tej obezwładniającej tęsknoty. Ach, kiedy przyjdzie nam znowu stanąć przed kinową salą ze świeżo kupionym biletem w dłoni…

1
0
Would love your thoughts, please comment.x